Witajcie!
Przez
ostatnie dwa tygodnie, tak się złożyło nie było
recenzji więc pora to zmienić i dzisiaj chciałabym polecić Wam książkowy
debiut. Debiut, który mi się spodobał choć mam do niego również i małe zarzuty
ale wszystko po kolei. Dzisiaj kilka słów o powieści Niny Zawadzkiej „Dziewczyna
lotnika”.
„Dziewczyna lotnika” to przede wszystkim piękna i poruszająca historia miłosna tocząca się w okresie wojennym. Izabela i Janek pochodzą z jednej wsi, są dziećmi dwóch przyjaciółek, które już kołysząc swe dzieci w kołyskach postanowiły je ze sobą zeswatać. Jednak początkowo młodzi nie byli temu chętni. Wszystko zmieniło się podczas jednej z zabaw szkolnych w 1937 r. I tak kiedy Janek postanowił pójść do lotnictwa Iza obiecała na niego czekać. Po dość szybkim ślubie Janek angażuje się w walkę powietrzną, a Iza zostaje w rodzinnej wiosce. Niedługo okazuje się iż Iza jest w ciąży i rodzi córeczkę. Pewnego dnia cała wioska zostaje spalona przez Rosjan, mieszkańcy – w tym cała rodzina Izy i Janka - zabici na oczach młodej kobiety- a ona ocalała chowając się w sławojce. Jednak jej obecność została odkryta i została zabrana przez przywódcę mordu Antonowa ,któremu wpadła w oko. Została zmuszona do podjęcia decyzji, która wpłynie na przyszłość jej i córeczki. Izabela żyje nadzieją iż po wojnie Janek wróci i uratuje ją z rąk oprawcy, na którego łaskę została skazana. Czy Janek wróci? Czy dane będzie im się spotkać ?
Powieść Niny Zawadzkiej to przepiękna historia utkana na wydarzeniach historycznych. Autorka jako pasjonatka historii zadbała o wiarygodność historyczną w swej książce. Jednak nie byłabym sobą gdybym nie dostrzegła tutaj pewnych rzeczy. Jak wiecie jestem mocno wyczulona na punkcie powieści historycznych – to takie moje skrzywienie zawodowe wynikające z faktu bycia historyczką. Moją szczególną uwagę zwróciły nazwy odnoszące się do lotnictwa a konkretnie do samolotów. W jednym z listów Janka ze szkolenia lotniczego widnieją takie nazwy jak „Sroka”, „Wrona” i „Czajka” i określają samoloty szkolno-treningowe. I tu moi drodzy zapaliło mi się światło, ponieważ wymienione powyżej nazwy odnoszą się nie do samolotów lecz do szybowców, a różnica jest kolosalna. Samolot posiada silnik, natomiast szybowiec nie i dlatego wypuszczany w tamtym czasie był albo z gum albo za samolotem (tak jak to jest obecnie). Każdy szkolący się pilot wojskowy musiał w okresie międzywojennym przejść szkolenie szybowcowe min. w Wojskowym Ośrodku Szybowcowym w Ustjanowej. A konstruktorem szybowców „Sroka”, „Wrona” i „Czajka” jest Antoni Kocjan, człowiek który kierował akcją rozszyfrowywania tajnych broni V-1 i V-2.
Powieść
Niny zawadzkiej wciąga, czyta się ją przyjemnie i szybko. Niektórzy zarzucają
jej chaotyczność – przyznam się, nie zwróciłam uwagi. Dla mnie jedynym zarzutem
jest ten już wspomniany. Piękna historia o poświęceniu i miłości w trudnych
czasach II wojny światowej. Jeśli lubicie powieści historyczne – polecam.
Pasjonatka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz